Jak wygląda praca doradcy finansowego i ubezpieczeniowego w Londynie? Ile można zarobić? Czy klienci są bardziej wymagający? A może jest łatwiej? Na te i wiele innych pytań odpowiada Jarosław Polemberski, który karierę nad Wisłą, zamienił na tą nad Tamizą.
W Londynie i w ogóle w Wielkiej Brytanii pracuje mnóstwo Polaków…
Tak. Ale 90% ludzi, którzy tu przyjeżdżają, nie zdaje sobie sprawy, że mogliby robić coś więcej niż sklep czy budowa. Moim przykładem chciałbym pomóc coś zmienić. Ludziom wydaje się, że jak wyjeżdżają do obcego kraju, to po to by tyrać poniżej kwalifikacji. Ja naturalnie rozwijam karierę, którą zacząłem w Polsce. Jestem doradcą finansowym. Oferuję kredyty hipoteczne, ubezpieczenia, produkty inwestycyjne i elementy związane z doradztwem księgowym.
A co Pan robił w Polsce?
Pracowałem dla borkera. Bardzo wiele się tam nauczyłem. Dzięki temu praca tutaj była łatwiejsza. Miałem już wiedzę techniczną. Wiedziałem czym jest marża banku i stopa referencyjna. Znałem zasady działania rynku akcji i obligacji. Tyle, że w Polsce nie mogłem się dalej rozwijać, bo nie byłem w stanie otrzymać świadectwa KNF.
Dlaczego?
Zacząłem pracę mając 18 lat, przed maturą. Jej brak blokował mi otrzymanie świadectwa. W Londynie zauważyłem, że człowiekowi płaci się za wiedzę i doświadczenie, a nie za to co ma na papierze. Londyn, w ogóle Anglia, dają o wiele większe perspektywy rozwoju. Żeby zajść wysoko, potrzeba mnóstwa pracy, ale można dojść tam, gdzie nikt nie był.
A jak w Anglii jest z licencją?
Można pracować na własnej licencji IFA – Independent Financial Advisor. Trzeba wtedy zdać egzaminy państwowe. Ale wiele firm brokerskich udostępnia pracownikom swoją licencję FCA. Musi jednak wtedy odpowiadać za to, żeby zwiększać ich wiedzę. Obowiązują takie same zasady jak przy IFA. W ramach odpowiedzialności, musi wykupić branżowe Public Liability Insurance, czyli ubezpieczenie, które ma chronić firmę od błędów popełnionych przez doradcę. Ja do tej pory pracowałem w największej polskiej firmy w Anglii korzystając z ich licencji. Nawet jeśli network udostępnia nam licencję i pracujemy na zasadzie Appointed Representative wskazane jest posiadanie jest ubezpieczenia od błędów w sztuce.
A jak wyglądają zarobki?
To jest typowa sinusoida. Kiedy spadają, to trzeba zejść z 7-8 tysięcy funtów do tysiąca, albo nawet nie zarobić nic, bo były wakacje. Trzeba to wiedzieć i być gotowym. Tutaj pracuje się tylko na prowizji – commission. Potrzebne są umiejętności i determinacja. Wiedzę trzeba nieustannie rozwijać na szkoleniach branżowych i sprzedażowych. Ale często ludziom brakuje wytrwałości. Jej brak zamyka kariery. W Londynie jest ogromna konkurencja.
Pan się nie poddał…
Przez pierwszy miesiąc lub dwa musiałem przyswoić masakryczną ilość wiedzy. Później rozwijałem techniki sprzedażowe. Żaden inny system płac nie wymaga tyle samomotywacji, jak system prowizyjny. Tu pieniądze nie spadają z drzewa. Czasem 13-14 godzin dziennie pracuję na moją na wypłatę.
A kto jest Pana klientem?
Głównie Polacy. W tej chwili stanowią 100 procent moich klientów. Do tej pory skupiałem się na tym, by pomagać Polakom. Nawet jak mają świetny angielski, to nie zrozumieją OWU. Ale rozmawiałem też z innymi nacjami. Chcę się otworzyć na szersze grono ludzi. Wenenzuelczycy, Rumuni – też potrzebują naszej pomocy. Do klienta zawsze trzeba mówić jak do pięciolatka. Hipoteka i ubezpieczenia nie są ich konikiem. W przeciwieństwie do mnie, nie siedzą w tym cały dzień. Jeśli jestem w stanie to pojąć, to wytłumaczę w każdym języku.
Polacy w Anglii chcą się ubezpieczać?
Tak. Londyn to jedno z najniebezpieczniejszych miast. Duże ryzyko jest ich codziennością. Gdyby im się coś stało, zostają na lodzie. Jeśli złamie nogę, to jego rodzina przez trzy miesiące będzie musiała żyć z oszczędności. Mam takie podejście, że czuję się odpowiedzialny za rodzinę, u której jestem. Odpowiadam przed nimi moją twarzą. Dlatego później wracają np. po ubezpieczenie auta.
A jak jest z inwestycjami?
Największą motywacją jest to, że dzieciom trzeba pomóc. Tu nie ma bezpłatnych studiów. Nauka zawsze kosztuje. Polacy nie mają tu babek, ciotek. Więc jeśli chcą, żeby ich dzieci nie zarabiały w McDonaldzie, to muszą myśleć o przyszłości. Zresztą sam jestem ojcem i wiem, że jestem odpowiedzialny za lepszy start niż ja miałem. Niech dzieci uczą się na naszych błędach.
Z kolei jeśli ktoś dobrze zarabia, musi też pomyśleć o swojej emeryturze. Tu jest ona niezależna od zarobków – tzw. Flat rate pension. I chociaż po 60. roku życia lekarstwa są za darmo, to pojawiają się problemy.
Jak wielu ma Pan klientów?
Przez rok obsłużyłem około 200 osób. Z wieloma się zaprzyjaźniłem. Ale ponieważ właśnie zmieniam pracę, to nie mogę zabrać tej bazy. Jeśli w ciągu dwóch do czterech lat bym im wystawił polisę w innej firmie, to dostałbym od FCA ogromną karę. Tutaj to jest bardzo przestrzegane. FCA działa dużo bardziej skrupulatnie niż KNF. Częste są bezpośrednie kontrole, sprawdzanie dokumentów.
Czyli on nowa?
Polaków jest tu mnóstwo. Ciągle przyjeżdżają nowi. Ja się nastawiam na poznanie fantastycznych osób. Więc pracy nigdy nie zabraknie.
Sprzedawaj więcej z Berg System
Dołącz do najlepszych firm takich jak Porównywarka Leasingowa.
Sprawdź co Berg System jest w stanie osiągnąć dla Twojego biznesu.